Minęło sporo czasu od mojego ostatniego wpisu. A to m.in. za
sprawą mojego Maluszka, który od 2.11.2016 jest ze mną. Oznacza to, że wszystko
przebiegło prawidłowo i mimo PCOS zostałam mamą :)
Zatem teraz czas nadrobić zaległości i uzupełnić na blogu
kolejne wpisy o ciąży, porodzie, połogu i o tym jak jest teraz. Jak się czuję,
jak się ma moje zdrowie i zdrowie mojego Malca.
Zatem dzisiaj o drugim trymestrze
Piękny II trymestr
Wiele kobiet twierdzi, że okres między 4 a 7 miesiącem jest
zdecydowanie najlepszy. I tak było też w moim przypadku. Nie oznacza to jednak,
że pozbyłam się wszelkich ciążowych dolegliwości albo żebym miała tyle siły i
energii co przed ciążą. Po prostu patrząc na te 9 miesięcy wstecz, w drugim trymestrze
czułam najmniej ograniczeń. Ponadto, wreszcie mogłam w pełni cieszyć się ciążą
(jako, że najbardziej zagrożony okres minął) i podzielić się radosną nowiną z
rodziną i znajomymi. I w pracy mogłam wreszcie powiedzieć o co chodzi i
dlaczego mi jest czasem niedobrze i dlaczego nie rzucam się z entuzjazmem na
nowe projekty wiedząc, że niedługo przejdę na macierzyński.
Aktywność podczas II trymestru
W drugim trymestrze wróciłam też do bardziej aktywnego trybu
życia. Powróciłam na zajęcia jogi i zaczęłam dużo spacerować.
Jednak okres ten był też dla mnie dość pracowity. Na L4
postanowiłam przejść końcem 6-tego miesiąca ciąży. Pracowałam daleko od domu i
wiązało się to z długimi dojazdami do pracy. Praca wiązała się też ze sporą
dawką stresu, którego wolałam w ciąży uniknąć. I mimo, że wiele osób mi się
dziwiło dlaczego tak szybko przechodzę na zwolnienie - ja nie miałam krzty wątpliwości,
że to słuszna decyzja. W końcu w ciąży będę raz albo dwa (no może trzy) w
życiu. I z perspektywy całego życia i czasu jaki przepracuję to te kilka
miesięcy nie mają wielkiego znaczenia dla mojego dorobku zawodowego. Za to mogą
mieć ogromne znaczenie dla mojego dzieciątka w brzuchu. Zatem wolałam postawić
na odstresowanie i zdrowy tryb życia.
Zaraz po odejściu z pracy wyjechałam z mężem na Mazury, a
następnie nad morze. Były to wbrew pozorom bardzo aktywne wakacje. Zwiedzanie,
długie spacery, wycieczki rowerowe, joga na trawie, ćwiczenia na siłowni na
wolnym powietrzu. I mimo że, ze względu na ciążę, zrezygnowaliśmy w tym roku z
egzotycznych wakacji w Azji czy Ameryce to muszę przyznać, że urlop w Polsce
był bardzo udany. Mieliśmy z mężem wreszcie mnóstwo czasu tylko dla siebie i
dla dzieciątka w brzuchu (poniżej mój wakacyjny brzuszek).
Infekcja dróg moczowo-płciowych w ciąży
Jak dotąd było wszystko w najlepszym porządku. Jednak koniec
II trymestru to też czas kiedy przyplątało mi się dość mocne zapalenie dróg
moczowo-płciowych. Prawdopodobnie właśnie poprzez aktywne życie, korzystanie z
lata i wakacji (kąpiele w jeziorach, całodniowe posiadówki na basenie i częste
pożycie seksualne). Jako, że od początku ciąży nie miałam zupełnie problemu z
zapaleniem pochwy ani pęcherza - poczułam się zbyt pewnie i przestałam być
czujna.
Mówi się, że nieleczone zapalenie pęcherza w ciąży może być dość niebezpieczne jeżeli przejdzie na nerki. Kobiety, który przechodziły w ciąży infekcję nerek mają większe ryzyko porodu przedwczesnego. Jeżeli takie zapalenie zdarzy się w ostatnim trymestrze ciąży to po narodzinach dziecku też najprawdopodobniej zostanie zrobione dodatkowe badanie pod kątem zakażenia.
Niestety przez kilka tygodni rozwoju choroby nie znalazłam żadnego skutecznego naturalnego leczenia, które by mi całkowicie pomogło. Litry soku z żurawiny, herbatki z pokrzywy, czosnek i duże dawki witaminy C pomogły tylko na krótko. Co ciekawe, nie miałam wyraźnych objawów choroby. Fakt, że bardzo często czułam parcie na pęcherz. Ale która kobieta w ciąży tak nie ma?! Jedynie regularne badania moczu wskazały na infekcje. Zarówno poziom bakterii jak i leukocytów był znacznie podwyższony. Powtarzałam badanie kilkakrotnie (aby wykluczyć efekt zanieczyszczenia próbki). Stosowałam też furaginę, która dawała pozytywny rezultat, ale tylko na kilka dni. Ostatecznie zapalenie się tak mocno zaogniło, że musiałam wziąć antybiotyki (Zinnat 500 mg). Była to dla mnie porażka. Absolutnie nie jestem zwolenniczką antybiotyków, a już na pewno nie w ciąży. Na szczęście po szybkiej kuracji antybiotykowej wszystko wróciło do normy.
Z perspektywy czasu uważam, że mogłam zapobiec chorobie. Powinnam była
przede wszystkim zażywać regularnie dopochwowe czopki z bakteriami kwasu mlekowego,
zmieniać kąpielówki po każdym wyjściu z basenu/jeziora i się podmyć, jak również
podmywać się i oddać mocz po każdym odbytym stosunku płciowym.
Dolegliwości ciążowe
Z innych niemiłych przypadłości to nadal przez cały drugi trymestr
męczyła mnie paląca zgaga. Okaże się, że będzie towarzyszyć mi do samego końca
ciąży. Ulgę dawało mi zakwaszanie żołądka opisane w osobnym poście (link tutaj)
Ciekawa jestem czy ktoś z Was zna
skuteczny naturalny sposób na walkę z infekcją dróg moczowo-płciowych?! Jeśli
tak - podzielcie się koniecznie doświadczeniem w komentarzach :)