Dzisiaj zajmę się tematem jak zajść w ciążę (mimo PCOS).
Odpowiedź, pozornie, wydaje się być trywialnie prosta: trzeba po prostu współżyć. Jednak wiele z Was zapewne wie, że w rzeczywistości to wcale nie jest to takie proste zagadnienie.
Aby zaszło do zapłodnienia niezbędne jest uwolnienie z jajnika dojrzałej komórki jajowej. Zatem niezbędna jest owulacja.
A tu już pojawiają się pierwsze schody.
Jeśli nawet macie owulację musicie ze współżyciem 'wstrzelić się' w odpowiedni moment. Dziewczyny z PCOS, jeśli w ogóle mają miesiączki, to są one zazwyczaj nieregularne. Zatem również trudno przewidzieć czas jajeczkowania.
Jeśli się już uda nawet doprowadzić do spotkania plemników z dojrzałą komórką jajową powstała zygota (komórka powstała z połączenia kom.jajowej z plemnikiem) musi jeszcze przedostać się przez cały jajowód i zagnieździć się w macicy. Na każdym z tych etapów w organizmie muszą być odpowiednie warunku aby dany proces się powiódł. Niedrożne jajowody mogą spowodować utknięcie zygoty w jajowodzie. Natomiast różne infekcje i/lub nierównowaga hormonalna mogą spowodować, że środowisko w macicy nie będzie odpowiednie i zarodek się nie zagnieździ lub zagnieździ się zbyt słabo co może doprowadzić do ciąży chemicznej lub poronienia.
Dlatego tak istotne jest unormowanie swojego organizmu gdy planujemy ciążę. W innym wypadku nasze starania mogą iść na marne, a my przez wiele lat będziemy się frustrować.
Powtórzę raz jeszcze - podstawą jest homeostaza własnego organizmu! Bez niej nawet nowoczesne pomoce i zabiegi medyczne (kuracje hormonalne, udrożnianie jajowodów, in vitro) będą w większości przypadków nieskuteczne.
Każda rozregulowanie organizmu ma swoją przyczynę. I sztuczne wyrównanie braków nie usunie nam prawdziwej przyczyny.
Jestem daleka od tego aby komuś odradzać zabiegów medycznych celem podniesienia swojej płodności. Namawiam jednak do tego aby ZAWSZE wspomóc swój organizm naturalnymi środkami i zdrowy trybem życia. Wtedy znacznie podniesiecie skuteczność wszelkich kuracji.
Zatem co zrobić aby staranie o dziecko były skuteczne?
Poniżej lista sposobów, które z doświadczenia polecam.
1) Wyrównanie poziomu cukru i wyregulowanie hormonów naturalnymi sposobami, o czym pisałam już wcześniej (link tutaj).
2) Zrzucenie 5-10% wagi,
W wielu przypadkach PCOS sama utrata 5-10% masy ciała daje pozytywne rezultaty (np. umożliwia zajście w ciąży bez dodatkowych ingerencji lekarzy). Badania na pacjentkach z zaburzenami hormonalnymi i owulacji pokazały, że redukcja 10% masy ciała doprowadza u aż 87% kobiet do samoistnej owulacji. U tych pacjentek wyrównał się poziom testosteronu, estradiolu, LH i DHEA. Poprawiła się też wrażliwość na insulinę. Natomiast poziom progesteronu znacząco wzrósł.
Więcej na ten temat znajdziecie w moim poście "Droga do zdrowia - jak wesprzeć swoje jajniki" (link tutaj).
Punkt 1 i 2 są szalenie ważne. Szczególnie jeśli masz rozregulowane hormony, brak miesiączki lub bardzo nieregularne cykle nie powinnaś ich pominąć. Gdy zaczniesz starać się o potomstwo powinnaś najpierw zadbać o równowagę w swoim organizmie. Trzeba stworzyć w ciele odpowiednie warunki aby zapłodnione jajeczko mogło się zagnieździć i aby Twój organizm utrzymał ciążę.
3) Suplementacja kwasem foliowym.Suplementacja ta nie tylko jest korzystna dla już rozwjającego się płodu. Okazuje się, że kwas foliowy ma również wpływ na samą płodność. Podnosi ją poprzez zwiększenie ilości dojrzewających komórek jajowych. Ponadto jest niezbędny do prawidłowego przebiegu zapłodnienia.
Dlatego też warto zadbać o poziom kwasu foliowego już na etapie planowania ciąży.
Dlatego też warto zadbać o poziom kwasu foliowego już na etapie planowania ciąży.
Kwas foliowy jest przetwarzany w ludzkim organizmie z tzw. folianów. Znajdują się one w zielonych warzywach (np. brokuły, szpinak, szparagi, brukselka), roślinach strączkowych (fasola, groch, soja itp.), cytrusach, otrębach pszennych, chlebie razowym.
4) Monitoring owulacji.
Po pierwsze musicie wiedzieć czy u Was w ogóle dochodzi do owulacji. Po drugie, potrzebna jest informacja kiedy dokładnie jajeczkowanie ma miejsce aby odpowiednio zaplanować współżycie.
Monitoring taki może prowadzić Wasz ginekolog poprzez regularne USG (co kilka dni).
Jednak nie każdy ginekolog Wam takie rozwiązanie zaproponuje. A jeśli wizyty są nierefundowane to możecie się sporo wykosztować.
Dlatego zachęcam do własnego kontrolowania cyklu w warunkach domowych. Czyli namawiam do prowadzenia ... kalendarzyka owulacyjnego!
Jest to naprawdę rewelacyjne narzędzie! I muszę tutaj dodać, że nie jestem zagorzałą katoliczką, która nawołuje do stosowania naturalnych metod planowania rodziny w imię Boga. Jest zupełnie inaczej. Do Kościoła i religii mam ambiwalentny stosunek, a metody naturalne po prostu sama na sobie sprawdziłam i czuję, że człowiek dla zdrowia potrzebuję zwrócić się w kierunku Natury.
Kalendarzyk z temperaturą ciała należy uzupełniać codziennie. Po kilku miesiącach możecie wyczytać pewne prawidłowości. Jeśli widzicie, że w pewnym momencie miesiąca dochodzi do skoku temperatury (o ok. 0,5 stopnia Celsjusza), który się utrzymuje aż do pojawienia się kolejnej miesiączki oznacza to, że owulacja miała miejsce. Jeżeli przez cały cykl macie wyrównaną temperaturą może to wskazywać na brak owulacji. [Uwaga: przeziębienia i infekcje mogą zaburzyć wyniki pomiaru. Zatem odnotowujcie sobie również w kalendarzyku Wasz poziom zdrowia.] Więcej o prowadzeniu kalendarzyka znajdziecie w osobnym poście (link tutaj).
Sam pomiar temperatury ciała nie jest jednak wystarczający. Informuje on nas jakby po fakcie. Gdy już doszło do skoku temperatury wiemy tylko, że owulacja miała miejsce. Jednak może to już być za późno na zapłodnienie. Zatem potrzebny jest sposób przewidywania w przód owulacji. I tu z pomocą przychodzi nam obserwacja śluzu wydzielany z pochwy. Jego wydzielanie i jego jakość jest ściśle uwarunkowana hormonami i całym cyklem. Na kilka dni przed owulacją pojawia się śluz, który w dniu owulacji ma konsystencję białka jajka kurzego, jest rozciągliwy i przezroczysty. Ten dzień jest najlepszym momentem na współżycie, które ma umożliwić zapłodnienie.
Istnieją również testy owulacyjne, które wykonuje się na podobnej zasadzie jak testy ciążowe. W aptece do nabycia opakowanie, które zawiera ok 5 testów. Czyli możemy z 1 opakowaniem 5 dni przetestować aby sprawdzić czy w nadchodzący dzień będziemy miały owulację. Metoda ta jest chyba tylko dla osób o w miarę równych cyklach. Jako, że moje cykle (i owulacje) były bardzo nierównomierne testów w 1 cyklu musiałabym chyba zrobić z 10-15. Ponadto wynik testu nie jest często jednoznaczny i bardzo trudno go zinterpretować (intensywność koloru wyniku). W moim przypadku metoda ta się nie sprawdziła i zaniechałam ją po kilku miesiącach stosowania.
Do samoobserwacji można dołączyć również sprawdzanie palcami twardości szyjki macicy. Zmienia ona swoje położenie i twardość w trakcie cyklu. Ponoć trzeba mieć mocną wprawę aby na tej podstawie oszacować moment swojego cyklu. Ja tej metody nigdy nie stosowałam. Dlatego też nie będę jej oceniać.
Ostatnio napotkałam się również na ciekawą metodą obserwacji swojego cyklu za pomocą jonometrów w postaci opaski na rękę. Szczegóły metody opisałam w poście "OV Watch - nowa metoda wyznaczania dni płodnych" (link tutaj).
5) częste współżycie w pierwszej połowie cyklu.
U kobiet z PCOS cykl miesiączkowy często bywa nieregularny i kalendarzyk może pokazać, że owulacja pojawia się co miesiąc w innym momencie. Do tego, nie zawsze z łatwością uda się rozpoznać płodny śluz. Dlatego namawiam do częstego współżycia w pierwszej facie cyklu (aż do momentu trwałego skoku temperatury). Jeżeli monitorujecie swoje ciało i cykl już od kilku miesięcy wiecie, że wasze owulacje pojawiały się zawsze np. między 10 a 20 dniem cyklu. Zatem należało by w tym okresie uprawiać miłość najlepiej codziennie (aby nie przeoczyć najlepszego dnia - owulacji). Każdego dnia nadal obserwujecie swój śluz i temperaturę. Dopiero gdy 3 dni pod rząd macie podwyższoną temperaturę, która wskazuje na to, że owulacja już się odbyła możecie zaniechać tak częste współżycie.
Brzmi wymagająco? Jeżeli pomyśleć o wielu miesiącach i latach nieskutecznych starań i wielu poświęceń związanych z terapiami mającymi doprowadzić do zapłonienia - uważam, że codzienny seks to pestka, a wręcz przyjemność :) !
Ten sposób współżycia okazał się w moim przypadku strzałem w dziesiątkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz